Opracował Jerzy Czerwiński.

Istniejący do dzisiaj krzyż cmentarny, który pierwotnie miał napisany rok „1865” (obecnie jest „1863”) – rysunek K. Chlebowskiego.
W kolejnej części zaglądania w czasy sprzed ponad wieku nadszedł moment na przyjrzenie się sprawom śmierci, czczenia zmarłych i wierzeń w życie pozagrobowe. Etnografów szczególnie te zagadnienia interesowały, gdyż tam właśnie przetrwały najstarsze i pierwotne cząstki dawnej kultury. I jak się będzie można przekonać, tak było także u świątniczan. Dzisiaj już trudno sobie to wyobrazić, że jeszcze niedawno nasi przodkowie pomimo tego, że od blisko tysiąca lat wyznawali wiarę chrześcijańską, że poprzez służbę w królewskiej katedrze mieli kontakt z ludźmi z całego znanego świata, że sami potrafili docierać na krańce Europy z towarem wykonanym w tutejszych warsztatach i pomimo tego nadal silna była wiara w świat duchów, strzyg i czarownice. A potem nagle w XX wieku te przesądy i wierzenia całkowicie zniknęły. Dlaczego? Postaram się odpowiedzieć na końcu tego artykułu.
Postanowiłem oddzielić poważne zagadnienie rytuału, tradycji pochówku i czczenia zmarłych, od wierzeń i niejednokrotnie groteskowych zabobonów, choć dla ówczesnych ludzi stanowiło to jedną wspólną całość. Przewodnikiem w poznaniu XIX wiecznych Świątnik ponownie jest Karol Chlebowski, ówczesny dyrektor szkoły ludowej. Gdy spisywał swoje notatki w 1899 roku, łączył w nich spojrzenie wykształconej osoby niepochodzącej ze Świątnik zarazem z osobą wżenioną w tamtą społeczność i dającą się przekonać do miejscowych wierzeń. Prezentuję także kilka rysunków nagrobków cmentarnych, wykonanych w tymże roku przez uczniów klasy IVb.
Rytuał pogrzebowy. Rytuały pogrzebowe są najstarszym świadectwem istnienia cywilizacji. Każda społeczność posiadała własną, uregulowaną tradycję (rytuał) grzebania swoich zmarłych. Poniżej przedstawię, jak wyglądało to w Świątnikach pod koniec XIX wieku.
Konanie. Umiejącemu najczęściej towarzyszyli krewni i jeśli w ostatnich chwilach życia zachowywał przytomność, to starał się przekazać otoczeniu swoją ostatnią wolę oraz instrukcje co do stroju pogrzebowego, miejsca pochówku i rodzaju trumny. Najczęściej umierający chcieli być pochowani blisko swoich nieżyjących krewnych. Krewni zapalali świecę (gromnicę) i modlili się, odmawiając litanię za umierających. Jeśli konający tego sobie życzył, to sprowadzano księdza, aby udzielił ostatnich sakramentów, a także proszono siostry zakonne o wspólną modlitwę. Nierzadko jednak umierający nie chcieli ostatniej sakramentalnej posługi.
Śmierć. W chwili zgonu tradycją było zatrzymanie w domu zegara na godzinie śmierci. Zmarłego przykrywano tymczasowo prześcieradłem, a następnie krewni przygotowywali ciało zmarłego do pochówku poprzez umycie i ubranie. Zdarzało się, że czynności te wykonywali najmowani ubożsi. Jeśli zmarły miał otwarte oczy, to zamykano je, a niekiedy także kładziono na oczy monety, tzw. czworaki, czyli złote monety 4-dukatowe austriackie.
Strój pogrzebowy. Wybierano najczęściej najlepsze ubranie, jakie zmarły miał za życia. Nie zakładano kapeluszy i chust. Często były to ślubne stroje. Zamożniejsi zamawiali czasem uszycie nowych strojów. Dzieci ubierano w stroje białe, bladoniebieskie lub liliowe. Dziewczęta ubierano w białe sukienki, młode kobiety w stroje popielate, niebieskie i liliowe (nie czerwone), a starsze w suknie ciemne, granatowe i fioletowe. Końce sukien wypuszczano później na zewnątrz trumny i ozdabiano kwiatami.
Trumna. W owych czasach było dwóch stolarzy wykonywających trumny. Dostępne były droższe trumny z twardego drewna (np. dębowe) oraz tańsze z drewna miększego. Jednakże nawet najubożsi zamawiali trumny malowane i ozdabiane. Dla dzieci trumny malowano na biało, a z papieru pozłacanego wycinano i ozdabiano ją krzyżami i koronkami. Dla starszych trumny malowane były w kolorze orzechowym, wiśniowym lub brązowym także ze złocistymi krzyżami i galonikami. Droższe trumny miały krzyże zdobiące wykonane z blachy oraz żółte i białe galony szychowe.
Czuwanie przy zmarłym. Do czasu dostarczenia przez stolarza trumny, zmarły pozostawał w swoim łóżku. Następnie ciało zmarłego umieszczano powoli w trumnie na wznak i ustawiano obok krzyż i dwie zapalone świece. Pod głowę zmarłego kładziono poduszkę, którą stolarz wypełnił wiórami z desek. Ręce zmarłego składano jak do modlitwy, wkładając do rąk książeczkę modlitewną, różaniec, koronkę lub krzyżyk. Dzieciom do rąk wsadzano obrazek. W zamożnych domach przy marach ustawiano także wazony z kwiatami, duże (kościelne) świece i mniejsze przy krzyżu lub figurze Matki Boskiej. Jeśli to było możliwe (ze względu na stan ciała), to trumna była otwarta, a każdy kto chciał, mógł przyjść na modlitwę. Przy trumnie czuwał opłacony wyrobnik1 i modlił się – nie było jednak w Świątnikach tzw. dziadów2, znanych w innych regionach Polski. Odwiedzający modlili się w ciszy, a po wyjściu wspólnie omawiali i szczerze podsumowywali życie zmarłego, nie stroniąc czasem i od przykrych słów o nim, jeśli na nie zasłużył. Wieko trumny opierano o ścianę frontową domu na znak, że w tym domu leży zmarły. Dla dzieci, panien i kawalerów wieko było zdobione wiecami z zieleni i kwiatów. Zamożniejsi ozdabiali trumnę sztucznymi wieńcami zamówionymi w Krakowie z opisanymi szarfami. Zmarłym członkom straży ogniowej umieszczano na trumnie (do czasu pochówku) hełm, toporek i pas strażacki oraz ozdabiano wieńcami od kolegów strażaków. Z zamknięciem trumny czekano, aż przyjdzie ksiądz i zmówi modlitwy.
Procesja do kościoła. Zgodnie z lokalną tradycją trumnę ze zmarłym chłopczykiem niosły dziewczęta w białych strojach i z wiankami zielonymi na głowach, a zmarłą dziewczynkę nieśli chłopcy w odświętnych strojach. Kawalera lub pannę nieśli zawsze kawalerowie z asystą panien ubranych na biało z czarnymi pasami, które niosły świece. Dorosłych niosło zawsze czterech silnych mężczyzn, krewnych zmarłego.
Przy ostatnim wyjściu z domu niosący trumnę symbolicznie uderzali nią trzykrotnie o każdy mijany próg domu, na znak ostatniego pożegnania się zmarłego z domem. Podczas procesji do kościoła ksiądz i organista śpiewali psalmy, a w rzadkich przypadkach, kiedy to ksiądz nie brał udziału w procesji, proszono śpiewaka Wojciecha Koterbę o prowadzenie pieśni żałobnych. W kościele trumnę ustawiano na katafalku w ten sposób, aby głowa zwrócona była w kierunku drzwi. Przy katafalku ustawiano tacę, do której rodzina zmarłego składała ofiarę za posługę, przeważnie 60-80 centów3. W połowie mszy uczestnicy pogrzebu zawartość tacy wrzucali do skarbony za ołtarzem.
Pochówek. Po mszy świętej wyruszała z kościoła procesja do miejsca pochówku. Po opuszczeniu trumny do wykopanego dołu najpierw ksiądz, a następnie wszyscy uczestnicy z wyjątkiem dzieci zmarłego rzucali grudkę ziemi na trumnę. Po utworzeniu ziemnej mogiły sadzono w niej kwiaty (róże, lilie, astry, goździki) lub krzewy (tuje, kalinę, bez turecki), a z czasem stawiano krzyż lub kamienny nagrobek. Krzyże stawiano drewniane (ubożsi) lub żelazne (bogatsi). Nagrobki najczęściej budowano z piaskowca.
Pamięć o zmarłych. Krewni i znajomi dbali o to, by co najmniej raz w roku, w rocznicę śmierci, odprawić za duszę zmarłego mszę świętą oraz dać na wypominki w wigilię Dnia Zadusznego i w sam Dzień Zaduszny. Wierzono szczerze, że tylko dusze wspomniane na wypominkach mogą liczyć na łaski. Na dzień 1 i 2 listopada ozdabiano groby poprzez rozwieszenie na krzyżach i nagrobkach wieńców z zieleni i kwiatów, składano świeże i sztuczne kwiaty oraz zamówione wieńce z Krakowa. Pod wieczór w dniu Wszystkich Świętych na cmentarz udawała się procesja i wtedy cmentarz rozświetlał się światłem świec. Kolejna procesja wiernych odbywała się rano w Dniu Zadusznym, po nabożeństwie w kościele.
Świat duchów. Powszechnie wierzono w przenikanie się świata zmarłych i świata żyjących. Zmarli mieli się kontaktować głównie poprzez sny i w nich przekazywać o tym, co je dręczy i dlaczego spokoju nie mogą zaznać. Zapewnienie spokoju duszy przodków było bardzo ważne dla świątniczan, w związku z tym byli oni zobligowani do wypełnienia ostatniej woli zmarłego, a gdy zmarły pojawiał się w snach, spokój jego duszy miało zapewnić zamówienie mszy świętej w jego intencji oraz jałmużna dla ubogich.
Pod koniec XIX wieku nadal nie budziły większej sensacji kontakty z duchami na jawie. Wierzono, że duchy można spotkać między 23 a północą zwłaszcza pod przydrożnymi figurami. Jeśli się sąsiadowi zaorało kawałek pola, to na tym zajętym bezprawnie kawałku miała pokutować i straszyć później jego dusza. Ingerencji umęczonej duszy można było się spodziewać, jeśli ktoś dopuściłby się dewastacji grobu. Wierzono w istnienie strzygoni i strzyg4, które dostrzegali ci nieliczni, co podróżowali nocą. Świadków kontaktów nie było trudno znaleźć – niejaki Błażej Bodzoń twierdził, że o godzinie 0:30 pukał w okno jego domu strzygoń i chciał ognia, a znów za Jackiem Cholewą, który w nocy wyruszył do Krakowa, miał podążać drogą taki strzygoń aż do figury we Wrząsowicach.
Do największej demonstracji świata duchowego miało dochodzić w noc Wszystkich Świętych, kiedy to do powracającej ludzkiej procesji z cmentarza miała się dołączać procesja dusz w kierunku kościoła. Następnie zmarli kapłani odprawiali nabożeństwa dla nieżyjących wiernych. Co ciekawe, na tę noc faktycznie zostawiano na ołtarzu kielich i akcesoria mszalne. Przez całą noc duchy miały nawiedzać miejsca znane im za życia. Zmarli mieli wracać na cmentarz wraz z poranną procesją w Dniu Zadusznym. Wiele osób twierdziło, że widzieli światła z kościoła i słyszeli głosy modlących się dusz – m.in. żona Karola Chlebowskiego, którą nawet brat-proboszcz ks. Jan Słomka nie mógł przekonać. W nocy z 1 na 2 listopada przestrzegano, żeby nikt się z domu nie wychodził.
Społeczność lokalna w dość prosty sposób pojmowała prawdy wiary chrześcijańskiej i nie widziała sprzeczności z ludowymi wierzeniami. Wierzono, że po śmierci czekało piekło lub niebo. W piekle „lejom diabli pijakom smołę do ust, bogaczom zaś widłami pchają do ust pieniądze” i mieli tam trafiać bezpośrednio po śmierci ci, co za życia klęli, nie chodzili do kościoła, nie modlili się, nie spowiadali i zmarli bez pojednania się z Panem Bogiem. Niebem miało być miejsce 9 chórów anielskich, gdzie brak jest zmartwień i trosk, ale bezpośrednio do nieba miały trafiać tylko małe dzieci, a przed dorosłymi była to bardzo trudna droga. Uważano, że do nieba częściej trafiali biedacy, a bogaci częściej do piekła. Ponieważ stosunkowo niewielu miało trafiać bezpośrednio do piekła lub nieba, większość dusz miała przebywać („mieszkać”) na cmentarzu, dlatego większość ludzi z bojaźnią przekraczała bramę cmentarza, a nie było odważnego, co by w nocy drogą wzdłuż cmentarza chciał podróżować.
Przesądy świątnickie związane ze śmiercią i rytuałem pogrzebowym. Ludzie przełomu XIX i XX wieku nie znając jeszcze bakterii, wirusów czy nowotworów, próbowali jakoś wytłumaczyć nagłe choroby, zgony i szukali powiązań w znakach i symbolach, które miały zwiastować tragedię.
Gdy podczas ślubu zgasła przy ołtarzu świeca, zapowiadało to rychłą śmierć tego małżonka, po którego stronie ta świeca zgasła. Nadchodzącą śmierć w rodzinie zwiastowało uschnięte drzewo w sadzie czy też uschnięty egzotyczny kwiat w doniczce oraz gdy trzasnął stół, komoda, obraz, zegar czy okno. Śmierć nadchodziła, gdy nagle spadł obraz lub coś uderzyło w okiennicę. Nawet dyrektor Chlebowski potwierdza, że zgon jego teścia Antoniego Słomki, nastąpił w tym samym momencie, gdy rozpadł się nagle stół. Zdarzało się też, że o nadchodzącej śmierci informowali we śnie sami zmarli.
Ludowy przesąd miał także „pomagać” tym, którzy męczyli się i nie mogli spokojnie umrzeć. Wierzono, że nie można skonać na pierzu, więc umierającemu wyciągano spod głowy poduszkę. Szukano także osoby, z którą umierający był w sporze lub gniewie, bo dopiero podanie ręki i pogodzenie się miało pozwolić duszy odłączyć się od ciała.
Różnie próbowano wytłumaczyć nagłą śmierć: a to się przerwał coś dźwigając, a to wyszedł na pole zgrzany, a to się gniewał i krew go zalała, a to był otyły i go zadusiło, a to przysięgał fałszywie i umarł, a to mu się flaszka z naftą rozbiła i pomarło. Słowem – każde zdarzenie z minionego roku mogło być znakiem śmierci.
Gdy w domu ktoś umarł, odwracano wszystkie lustra do ściany. Oczy zmarłego zamykano, żeby śmierć nie wypatrzyła następnej osoby. Wodę po umyciu ciała zmarłego wylewano w takim miejscu, gdzie nic nie rośnie, aby żywe nie uschło. Jeśli szyto ubranie dla zmarłego, to ważne było, żeby ścieg był robiony „przed”, a nie „za igłą”, bo można było zaszyć duszę w ciele. W takie i inne niespisane tu przesądy wierzyli świątniczanie u schyłku XIX wieku.
Podsumowanie. Na postawione na wstępie pytanie, dlaczego w Świątnikach tak powszechna była wciąż wiara w duchy, a życie i zachowanie regulowane było licznymi przesądami, odpowiedź brzmi: wrak wiedzy. Dorośli schyłku XIX wieku byli ostatnim pokoleniem mieszkańców, którzy w większości nie mieli do czynienia z oświatą i nauką. Potwierdza to także Chlebowski pisząc, że wierzenia i zabobony obce są w zamożniejszych świątnickich domach, gdzie inwestowano w wykształcenie młodego pokolenia. Pokolenia, które wkrótce miało zobaczyć prawdziwe demony w okopach Wielkiej Wojny, przy których śmiechu warte okazały babcine duchy i strzygi.
Na postawie rękopisu K. Chlebowskiego „Świat zmarłych” z 23.12.1899 r., Muzeum Etnograficzne w Krakowie sygn. I/139/Rkp
Fotografie własne wykonane na cmentarzu świątnickim w dniach 1 lub 2 listopada.
Przypisy:
1Wyrobnik – dawniej osoba wynajmowana najczęściej do różnych prac fizycznych.
2Dziady – wędrowni żebracy uznawani przez społeczności wiejskie za posiadające zdolność kontaktu ze światem umarłych i w wielu regionach byli najmowani do pilnowania ciał zmarłych i stanowili ważny element rytuałów pogrzebowych.
3K. Chlebowski pozwolił sobie na komentarz, że w Świątnikach ofiary dla kapłana za posługę były bardzo niskie, ale za to dostępne dla każdej kieszeni.
4Strzygonie i strzygi – męskie i żeńskie słowiańskie demony, złe dusze w potwornym ciele mszczące się za krzywdy doznane za życia.